4 lipca Zaczęłam od stereotypu i proszę, już muszę odszczekać. Nie chodzi bynajmniej o chińczyka, to tego pewnie jeszcze dojdziemy. Otóż pierwszy dzień podróży i już obalenie dwóch sądów. Odświeżające uczucie.. Ale do rzeczy. Przygoda nr 1 przydarzyła mi się już na lotnisku. Jako, ze hołduję fotografii analogowej, taki też sprzęt mam ze sobą i tym razem. Siłą rzeczy mam też filmy, w tym dwa o czułości 3200 (Kodak T-Max). Wyczytałam, że promienie Roentgena są bezpieczna dla filmów o czułości do 1000 ISO wiec na bramce lotniska wyjęłam filmy i oznajmiłam, że ich nie przepuszczę razem z innymi rzeczami. Okazało się, ze nie mogę ich sobie tak po prostu przenieść i musi je zbadać… szkolony pies. I tu przechodzę do sedna. Otóż byłam przekonana, że przybędzie owczarek niemiecki we własnej postaci, jak to na filmach pokazują. A tu niespodzianka! Po 15 minutach zjawił się pan ze słodkim małym pieseczkiem z loczkami. Na moje głośno wyrażone zdziwienie, poprosił żebym jeszcze poczekała, to zjawi się odpowiedni pies. Tym samym doczekałam się jeszcze labradora, który oczywiście tak jak jego poprzednik, nie wykrył narkotyków w moich filmach.Zdążyłam jeszcze zerknąć na asortyment w bezcłowych, nota bene wcale nie tanich jak się o nich mówi, i hajda na Moskwę. Na szczęście dla mnie okazało się, że siermiężnego samolotu Aeroflotu podstawiono mały zgrabny samolocik LOTu (przepraszam za totalną ignorancję w tej dziedzinie). No i tu obalam drugi stereotyp, a mianowicie na pokładzie służyli pasażerom stewardzi! Moje znikome doświadczenia w lotach utwierdziły mnie w przekonaniu, ze to kobiety rządzą w tym zawodzie, a tu proszę! Jeden pan był szczególnie miły do tego stopnia, że pod koniec niespełna półtoragodzinnego lotu wyposażył mnie w jedzenie, ponieważ czeka mnie jeszcze długa droga. Przemiły! ?
poniedziałek, 11 lipca 2011
4 lipca - blog pokładowy dzień pierwszy
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz