Kolejny dzień wycieczek rowerowych, tym razem wzięliśmy porządne górale, bo wczorajsze przygody jednak dały się we znaki, a i trasa była trudniejsza. Także przez to, ze nie jestem wyczynowcem i na rower wsiadam rzadko. Oj, pupa po wczoraj bolała niewąsko.
O ile do tej pory nie spotkałam Chinach Polaków, tak dzisiaj spotkaliśmy nauczycielkę z Elbląga i grupę młodych z Norymbergii. Spotkaliśmy ich jeszcze 3 razy, a wieczorem okazało się, że mieszkają w naszym hotelu. Jakie te Chiny małe.
Trasa równie piękna co wczoraj, zdzierstwa na wioskach ciąg dalszy. A i kąpiel w chińskiej rzece udało mi się zaliczyć. Zwariowani Europejczycy, których spotkaliśmy po drodze skakali z kilkunastometrowego mostu smoka, do głębokiej ponoć w tym miejscu wody. I wszędzie naciągacze: bamboo boats i bamboo boats. Zamęczali nas strasznie. Uciekliśmy czym prędzej i znalazł się kawałek trawki oraz przystępny brzeg. Woda bardzo przyjemna do kąpieli, ale stworów i owadów cała masa. Pograliśmy w karty nad wodą, pojedliśmy i przyszedł pan z bawołem. Okazało się, ze miejsce naszej kąpieli, to wodopój! Milutko.
Pyszne dania zjedliśmy w miejscowej restauracyjce, gdzie tego dnia byliśmy chyba jedynymi gośćmi. Pani pokazała nam co ma w kuchni i z warzyw plus ryż zrobiła cuda. Fakt, że policzyła drogo za naszą białą skórę, ale oni tu już tacy są. Trudno, trzeba czasem wesprzeć lokalny biznes. Ale o piwo zawsze trzeba się targować i z 10 zazwyczaj udaje się zejść do 6 juanów.
Umęczeni upałem i z bolącym zadkiem wieczorem wybraliśmy się na coś szczególnego - testowanie i zakup herbaty. Czego tam nie było. Ja jestem raczej kawoszem, ale muszę przyznać, że kultura picia wywaru herbacianego jest niezwykła. Nawet nie wyobrażałam sobie ile herbata może mieć odmian i smaków. Opiłam się za wszystkie czasy, zakup i targi były, a jutro pobudka 7.00 i jedziemy do największej atrakcji regionu -Smoczych Tarasów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz